poniedziałek, 27 lutego 2012

Podróż na liściu bazylii - kontynuacja


Książka Krzysztofa Mazurka "Podróż na liściu bazylii" zaczęła się dość zwykle, choć ciekawie.
Marianna - bibliotekarka z małej mieściny wygrywa konkurs i wyjeżdża na kulinarny kurs do Toskanii.
Opis cyprysów, rozrzuconych wzdłuż toskańskich dróg, żywiołowy włoski kucharz i jego kulinarne tajemnice, które odkrywa zapatrzonym w niego uczniom, willa z kamiennymi posadzkami i wielką kuchnią. I zachwyt prostotą i smakiem włoskiej kuchni.
Ale zanim zdążyłam się tym znużyć - pojawiła się tajemnica, której powierniczką stała się Marianna, i stara księga, na poły kulinarna....
I w ślad za tajemnicą - zbrodnia.... kucharz zostaje zamordowany! ouuuuu!
Akcja potoczyła się wartko, czasem aż nazbyt wartko, jak dla mnie:)
Toskania, Genua, Sycylia, wyspy greckie - doprawdy, chciałoby się gdzieś zostać, zatrzymać na dłużej. A tu ciągle jedziemy dalej, i dalej....
Marianna spotyka coraz to nowych ludzi, aż w końcu ślad prowadzi - jak myślicie, gdzie???? - ano do Polski:)
Trafiamy do Krakowa, do Bochni, a potem - tu aż westchnęłam i oczy otworzyły mi się szerzej i usta uśmiechnęły - trafiamy do Nowego Wiśnicza, do zamku! który z różnych względów jest mi bardzo bliski:) i koło którego mieszkam tak bardzo blisko:) (stosunkowo)

Mamy więc już zarys akcji; czas na kulinaria.
Nie brakuje tu ich. W końcu to laureaci kulinarnego konkursu przyjechali do Toskanii na kurs.
- jak zagniata się włoski makaron?
- jak przyrządzić małże?
- jak usmażyć sycylijskie arancino?
- jak skomponować menu na włosa kolację?
- jak i z czym pic grappę?
- znajdziemy tu odpowiedź na wszystkie te i wiele innych frapujących pytań.
A bazylia odgrywa w książce zupełnie niebagatelną rolę!

Spróbowałam zrobić opisane tutaj kule pomarańczy po sycylijsku; popatrzcie, wskazówki są naprawdę dokładne:)


"Myślałem, żeby zrobić coś sycylijskiego. Jest ryż, mielone mięso i groszek. Tu mamy jajka i mozarellę.
- Arancine siciliane? - spytała.
- Tak - uśmiechnął się i Marianna zorientowała się, że zdała egzamin wstępny.
Po minucie już wiedziała, gdzie są noże, miski i deski do krojenia. Kuszelas nacisnął na odtwarzaczu płyt jakiś guzik i z ukrytych w ścianach głośników popłynął głos Sade. Pracowali w skupieniu, bez niepotrzebnych słów, jak gdyby znali się od lat. Nie odrywając się od tego, co robiła, Marianna podała mu cebule do posiekania, a kiedy rzucił mięso na gorącą oliwę, podsunęła trzy ząbki czosnku. Uśmiechnął się niedostrzegalnie, kiedy jednym ruchem rozbiła główkę na ząbki, uderzając pięścią o bok szerokiego noża i przygważdżając czosnek do blatu. Poszukała wzrokiem kopyści do mieszania ryżu, a on już ją podawał, jakby zgadywał jej myśl. Podsunął masło, kiedy zabarwiony żółtkami ryż wchłonął już cały wywar, a ona - widząc, że jest zajęty czym innym - pokroiła w kostkę mozarellę. Dopiero kiedy układali na dłoniach warstwy przestygniętego ryżu, nadziewali je przesmażonym z odrobiną koncentratu pomidorowego mięsem i mozarellą, formowali podobne do pomarańczy kule i wiedzieli, że kolacja będzie na czas, zaczęli rozmowę. Może dlatego, że poczuła w nim bratnią duszę, a może wiedziała, że to spotkanie jak w pociągu relacji Przemyśl-Szczecin, w którym ludzie przez jedną noc opowiadają cale swoje życie nieznajomym, Marianna snuła opowieść o tym, czego nauczył ją Giorgio, o szczęśliwych dniach w willi Santa Maria, o surowym pięknie Toskanii i o tajemniczej książce kucharskiej."

Smacznego! i miłego czytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz