niedziela, 23 sierpnia 2015

Czekolada - Joanne Harris



"Czekoladę" poznałam najpierw w wersji filmowej, dobre ponad 10 lat temu. Pokochałam ten film od razu - ze względu na klimat, ciepło, ciekawych bohaterów, muzykę, tajemniczość, świetnych aktorów (Juliette Binoche, Judi Dench, Johnny Depp) i wszechobecną czekoladę - nie oglądajcie tego filmu, gdy jesteście głodni!
Fabuła w wielkim skrócie i bez spojlerów (jakby ktoś jeszcze nie znał tej historii) - młoda kobieta Vianne wraz z córką przybywa do małego francuskiego miasteczka. Kupuje dom ze sklepikiem na dole i urządza tam raj dla miłośników wyrobów z ziaren kakaowca. Powoli próbuje zżyć się z mieszkańcami i zapuścić korzenie przy okazji lekko 'czarując' - słodycze, które robi mają magiczną moc - spełniają ukryte pragnienia, a Vianne dokładnie wie, jaki smak lubi każdy jej gość, zanim on zdąży złożyć zamówienie. Naraża się ona jednak miejscowemu burmistrzowi i grupce pań, które nie lubią zmian. Dodatkowo sprawy komplikują się, gdy do miasteczka przypływają Cyganie.


Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać książkę Joanne Harris, na podstawie której ten film nakręcono. I cóż ... uczucia po skończeniu lektury miałam mocno mieszane ... Scenarzyści sporo zmienili - część zmian w jakimś stopniu rozumiem (zamianę złego księdza na burmistrza), część wyszła na dobre ... filmowi, bo powieść już taka ciepła nie jest. I to był mój największy szok - postać głównej bohaterki, która jest spiritus movens całej opowieści. Filmowa Vianne jest ciepła, urocza, jest świetną, choć błądzącą matką, pomaga innym nienachalnie, działa delikatnie i z taktem. Tymczasem książkowa nie wzbudziła mojej sympatii, okazała się być manipulatorką i osobą wszechwiedzącą, która wie lepiej od innych, co jest dla nich dobre i podejmuje za nich ważne decyzje. Nie znajduję w sobie ani krztyny zrozumienia dla tego, jak się zachowała wobec Roux oraz Josephine, a przecież była dla obojga przyjaciółką. Nie podobał mi się również bardzo jednostronnie ukazany wątek księdza - wcielenia całego zła świata, choć rozumiem zabieg autorki i jakoś znajduje on uzasadnienie w fabule.

Podsumowując - książka kontra adaptacja - 1:0 dla adaptacji!

A Wy - co wolicie - film czy książkę? :)