piątek, 21 lutego 2014

Pszoniak&Co. czyli Towarzystwo Dobrego Stołu



Kupiłam tę książkę dawno, w roku jej wydania, 1993, skuszona nazwiskiem autora: Wojciech Pszoniak – TEN aktor.






Okazało się, że nie jest to typowa książka kucharska tylko ze zbiorem przepisów, a i przepisy nie są typowe, a już składniki potraw na pewno nie były wówczas na miarę Polski, która już nie była Ludowa, ale jeszcze i nie światowa.
Nie byłam wtedy gotowa na taką książkę kulinarną. Stała więc sobie gdzieś zapomniana i zakurzona na górnej półce regału. Czekała cierpliwie. Raz nawet ręka mi drgnęła, gdy robiłam okresowy przegląd książek, które nie przypadły mi do gustu. Ale opanowałam się i nie poszła w świat. Czułam chyba podskórnie, że warta jest uwagi. I że jej czas przyjdzie.
Przyszedł w 2008 roku, kiedy szukałam inspiracji do menu na przygotowywane party filmowe, towarzyszące oglądaniu filmu „Piłat i inni”, w którym W. Pszoniak grał rolę Chrystusa.
Wtedy tę książkę po raz pierwszy naprawdę przeczytałam.

Słuchajcie – jest to swoiste dzieło sztuki: począwszy od tekstów-refleksji  p. Pszoniaka i jego przyjaciół, przepisów kulinarnych, jego wierszy, aż po stronę graficzną – książka ozdobiona jest rysunkami i obrazami współczesnych artystów, które powstały specjalnie dla tej książki.

Pan Pszoniak cudownie odnajduje się w kuchni, posłuchajcie:
„… gdy przeniosłem się do Warszawy, gotowanie stało się dla mnie najlepszym wypoczynkiem. Nie wyobrażam sobie, że po powrocie z teatru czy kabaretu mógłbym zasnąć. Mimo zmęczenia jestem jak rozpędzona maszyna, która potrzebuje pewnego czasu, by się zatrzymać.” (str. 22).
A o „porannych kolacjach dla Basi” (żony aktora) – musicie sami przeczytać! To piękny tekst!
P. Pszoniak jest  założycielem nieformalnego „Towarzystwa Dobrego Stołu” (mnóstwo tam znanych nazwisk) i w książce znalazły się oprócz jego wspomnień – refleksje i impresje jego przyjaciół – członków tego Towarzystwa oraz dedykowane p. Wojtkowi przepisy.
Jego żona, Basia, dedykowała mu taki cudownie żartobliwy wpis:

Basiu, wszystko kupiłem.
Proszę cię, tylko obierz mi potem dwie cebule, posiekaj i sparz wrzątkiem. Obierz ze trzy ząbki czosnku i wymyj jarzyny. Proszę, pokrój marchewki w kawałki, ale nie za małe, około trzech centymetrów, a seler w takie trochę dłuższe paski. Jak będziesz miała chwilę czasu, to wyciągnij z lodówki kurze skrzydełka i oczyść je z reszty piórek, a potem umyj i przełóż do szklanej miski. Aha! Tylko nie zapomnij po umyciu osączyć je z wody w papierowej ściereczce i sprawdź, czy mamy jeszcze bułkę tartą. Te ziemniaki ugotujemy w łupinach, tylko potem cię poproszę, żebyś z nich ściągnęła skórkę, gdy wystygną, i pokroiła w plasterki, ale nie za cienkie. A koperek posiekać trzeba drobniutko i pamiętaj, że będę go potrzebował dużo.
Ten garnek możesz już wymyć, tylko załóż fartuch, bo sobie pochlapiesz sukienkę.
Basiu, chodź tutaj, skosztuj to. Wiem, że nie masz ochoty, ale proszę cię, skosztuj; przecież wiesz, że ja nie lubię kosztować. Dobre? Mówisz, pyszne, ale ja słyszę w twoim głosie, że coś jest nie tak. Skup się, czego brakuje. Za mało słone? Ale ja to jeszcze odparuję. A mięso miękkie? Dziękuję ci, kochanie. Potem jeszcze tylko cię poproszę, żebyś wymyła to wszystko, co ci tutaj złożyłem, i zastanów się, w czym my to podamy.

Wróćmy do mojego party; przyrządziłam wówczas według przepisu p. Pszoniaka – wołowinę z kminkiem.




Tak wtedy o tej potrawie pisałam:
Jest to potrawa z solidnej, dobrej kuchni, o wyważonych, klasycznych smakach.
To taka potrawa, że kiedy się ją smakuje gdzieś w gościnie, czy w lokalu, to człowiek myśli sobie: o! pyszna pieczeń! dobrze, że mi się przypomniało, już tak dawno nie robiłam pieczeni, trzeba będzie zrobić w najbliższym czasie. Poddusi się mięso, doda cebuli, pieprzu, trochę papryki, proste, a takie pyszne.  Przychodzi człowiek do domu, i faktycznie wkrótce robi tę pieczeń. I wtedy widzi: oj, coś ten smak nie taki, jak tamten... Czegoś tu brakuje... Tamta była taka, hmmmm... wyrafinowana... o smaku niby zwykłym, a jednak  wykwintnym... Jak ją robiono????
I nie domyśliłby się człowiek nigdy, że trzeba było dodać całą łyżkę kminku w czasie duszenia, i że sos był zrobiony na bazie serka topionego.

Składniki:
70-80 dag pieczeni wołowej
1 duża cebula
2 łyżki oliwy
łyżka ziaren kminku
sól, pieprz
1 mały serek topiony kremowy
oliwa
Wołowinę natrzeć solą i pieprzem, skropić oliwą, przykryć folią i marynować kilka godzin.
Następnie obsmażyć na rozgrzanej w rondlu oliwie z wszystkich stron.
Zalać dwiema szklankami zimnej wody.
Cebulę posiekać, sparzyć gorącą wodą, dodać do mięsa, wsypać kminek. Dusić na małym ogniu, pod przykryciem, przewracając i podlewając wodą.
Przygotować sos: serek roztopić z wodą, doprawić pieprzem., podlać częścią sosu spod mięsa.
Kiedy mięso będzie miękkie, wyjąć je, pokroić w plastry.
Polać przygotowanym sosem.

Warto spróbować! Słowo!
I warto sięgnąć po tę książkę

niedziela, 16 lutego 2014

Drugie urodziny :)

Mamy już dwa lata!

  I kolejny rok wyzwania za nami, pora więc na małe podsumowanie.

 W wyzwaniu udział bierze 16 uczestniczek, aktywnie w opisywanym roku 7.

Jeśli chodzi o same recenzje - napisałyśmy ich trochę mniej niż poprzednio, bo 19. Najwięcej recenzji (6) napisała Negresca (w sumie 12), na drugim miejscu osoba, która dołączyła do nas niedawno - Zemfiroczka (4). Trzecia byłam ja - 3 recenzje (i tu mi trochę wstyd, bo przeczytałam jeszcze kilka, ale jeszcze ich nie opisałam). Dalej mamy Aine i Moleslaw z 2 recenzjami oraz Karto_flaną i Magdalenardo po 1 recenzji. Bardzo Wam wszystkim dziękuję i proszę o więcej!

Jeśli chodzi o statystyki, to całego bloga wyświetlono prawie 15 tys. razy. Trzy strony, z których mamy najwięcej wejść to blog mój (ok. 250 wejść), forum gazety.pl (ok. 100 wejść) i ... facebook (ok. 80 wejść).

 Pięć najpopularniejszych recenzji to:
1. Przepisy Tatiany Paullina Simons- autor Maniaczytania - 1016 wyświetleń
2. Przepiórki w płatkach róży Laura Esquivel - autor Maniaczytania - 677 wyświetleń
3. Słodsze niż czekolada Sheila Roberts - autor Aine - 309 wyświetleń
4. Serce na talerzu Alyssa Shelasky - autor Negresca - 156 wyświetleń
5. Słodkie życie w Paryżu David Lebovitz - autor Negresca - 154 wyświetlenia

Bardzo dziękuję Wam za kolejny rok, za to, że jesteście, że dołączacie, że zaglądacie! Mam nadzieję i apetyt na więcej! :)

sobota, 15 lutego 2014

"Zbrodnia w błękicie" Katarzyna Kwiatkowska

źródło
W kalendarzu luty, a za oknem wiosna, ale od czego książki? Już od pierwszej strony debiutu Katarzyny Kwiatkowskiej znalazłam się w śnieżnej zadymce.
Świat skrył się za zasłoną lodowatych płatków, pędzących z zawrotną prędkością. Wiał tak silny wiatr, że śnieg padał prawie poziomo.[1]
Jan Morawski, podróżnik i detektyw-amator wraz ze swoim zaufanym kamerdynerem dociera do pałacu w Tarnowicach. Jest tam z niecierpliwością oczekiwany przez Tadeusza Tarnowskiego, właściciela majątku i wieloletniego przyjaciela Jana. Kolacja w gronie rodziny, rezydentów i gości mija jednak w atmosferze dalekiej od rodzinnej i radosnej. Docinki, aluzje i wzajemne animozje, do tego śnieżyca, która dosłownie odcina bohaterów od reszty świata. Pełni złowieszczych przeczuć wszyscy udają się na spoczynek, by rankiem odkryć, że mieszkanka błękitnej sypialni została zamordowana.
Zrozpaczony gospodarz prosi Jana o pomoc w znalezieniu mordercy.

Zasypane drogi uniemożliwiają wezwanie władz, zresztą pruscy urzędnicy nie są upragnionymi gośćmi wśród polskiej szlachty. Śledztwo prowadzone przez Jana Morawskiego to klasyczne rozmowy ze wszystkimi domownikami, wymagające dyplomacji, spostrzegawczości i znajomości psychiki ludzkiej. Jan, korzystając niejednokrotnie z pomocy Mateusza, (wielbiciela Conan Doyle'a; zafascynowanego zagadkami kryminalnymi oraz rekonstrukcjami wydarzeń, który najchętniej pracowałby w policji, gdyby nie wrażliwość na widok krwi) stara się połączyć fakty, znaleźć powiązania między poszczególnymi postaciami tego dramatu. Każda kolejna rozmowa rzuca nowe światło na całą sytuację. Już wydaje się, że wiemy, kto jest najbardziej prawdopodobny jako sprawca, gdy okoliczności zupełnie go uniewinniają i cała zabawa zaczyna się od początku. Rozwiązanie zagadki zostanie przedstawione w iście Herkulesowym stylu - zebrani w jednym pomieszczeniu wszyscy podejrzani, ukazanie, że każdy mógł mieć motyw i sposobność, dramatyczne zakończenie.

A wszystko w realiach XIX-wiecznego, dobrze zarządzanego polskiego majątku w zaborze pruskim. Katarzyna Kwiatkowska zabiera nas na prawdziwą wycieczkę po ówczesnym pałacu. Liczna służba, pokoje kredensowe, jadalnia, biblioteka, reprezentacyjne sypialnie i salony, ogród zimowy, stajnie. No i oczywiście kuchnia! A w tej kuchni, morderstwo, nie morderstwo, jedzenie przygotować trzeba, tym bardziej, że uwięzieni w pałacu goście nie mają za wiele do roboty.
Pojawiają się zatem pełne przysmaków półmiski. Sola w sosie holenderskim, comber sarni z truflami i sosem maderowym, przyrumienione kwiczoły i przepiórki z kompotami i sałatami, indyk nadziewany kasztanami. Nie zabrakło też deserów: tort hiszpański, krem ananasowy, konfitury truskawkowe i morelowe w gęstym syropie, wyglądające jak zakrzepłe w słońcu.
Do kawy podawane są babeczki waniliowe (Ciasto kruche, pękające od razu, maślane, mało słodkie. A wewnątrz pyszna masa waniliowa - ni to budyń, ni to krem [2]), klery z polewą kawową, czekoladowe kule z suszonymi śliwkami, makowiec z cieniutką warstwą ciasta i mnóstwem masy makowej - wilgotnej i pełnej bakalii.
Służba raczy się na śniadanie gorącym pieczywem i kluberkami, czyli kluskami z żytniej mąki, podczas gdy goście jeszcze smacznie śpią. O ósmej dostaną do pokojów kawę lub herbatę z domowymi sucharkami, zaś później nie pogardzą polędwicą na zimno, chaud-froid z kurczaka, pasztetem z zająca, domowymi wędlinami, półgęskami i ozorkami, jajkami na szynce lub powidłami śliwkowymi.
Z opisami tych wszystkich frykasów wygrywa jednak śniadanie w oberży w pobliskim miasteczku, gdzie na moment przenosi się śledztwo, gdy udaje się już wydostać z dworu.

Chleb, który przyniosła oberżystka, to nie był bochenek, tylko bochen. Kroiła nie na blacie, lecz w powietrzu, używając do tego wielkiego noża. (...)
Zamknął oczy i powąchał chleb - pachniał cudownie i był jeszcze lekko ciepły. Oderwał kawałek i powoli żuł. Smakował tak samo, jak pachniał: domem i dobrobytem. (...)
Od pieca dolatywał nowy zapach - smażonego boczku.
Po chwili oberżystka przyniosła wielki rondel i postawiła go na stole. Wewnątrz był ów pachnący boczek, cebula i usmażone jajka - tuzin, może nawet mendel. (...) zawartość rondla pachniała tak niebiańsko, że Jan bał się, iż lada chwila zacznie mu kapać na stół ślina.  [3]

Lepiej nie czytać tej książki na głodno ;)

Delikatne wstawki historyczne, echa wojen napoleońskich, walka o polskość, bardzo barwne i wyraziste postacie, skrywające niejedną niespodziankę. Zbrodnia w błękicie to bardzo klimatyczny, klasyczny kryminał retro z udaną intrygą w stylu Królowej Kryminału. To wszystko wystarczyłoby, by książka mi się podobała, ale mamy jeszcze mnóstwo nawiązań do literatury. Bohaterowie czytają! A dobór lektur mają bardzo różnorodny, dokładnie tak różny, jak i oni różnią się od siebie. Janko Muzykant w opozycji do Bestii ludzkiej Zoli, dzieła o prowadzeniu domu wiejskiego Karoliny Nakwaskiej i dzieła Tomasza z Kempis, Giaur Byrona i Piętnastoletni kapitan Verne'a. Pośrednio w rozwiązaniu zagadki pomoże Sienkiewicz, a w szczególności jego Halszka Kurcewiczówna. Jedna z bohaterek - słodka, niewinna Zosia ze koroną ze złotych włosów jako żywo przypomina swą imienniczkę z Soplicowa.
Nie da się ukryć, że Zbrodnia w błękicie okazała się dla mnie książką smakowitą pod wieloma względami! :)

Zbrodnia w błękicie Katarzyna Kwiatkowska, Zysk i S-ka, Poznań 2011,
[1] str. 5
[2] str. 117
[3] str. 236-237