W życiu bym nie zajrzała do
tomu opowiadań A. Czechowa (nie przepadam za małymi formami, jak dla mnie zbyt
szybko się kończą, zanim się zdążą rozwinąć), gdybym nie wyczytała przypadkiem
na blogu p. Adamczewskiego, że jest to bodaj najsłynniejsze opowiadanie
kulinarne, a na pewno w całości poświęcone tylko jednemu tematowi: przyjemności
jedzenia (nota bene, p. Adamczewski i jego żona są autorami wielu niebanalnych
książek kulinarnych).
Kupiłam czym prędzej książkę,
przeczytałam.
I słuchajcie, „Syrena” jest
zabawna!
Tytuł nie kojarzy się
kulinarnie, prawda?
Ale wierzcie, jest uzasadnione
takie połączenie, choć – moim zdaniem – zrodzić się mogło jedynie w męskiej
głowie, marzącej o niebieskich migdałach, i to po tak zwanych paru głębszych:)
A co z kulinariami?
Otóż mamy tu zmysłową opowieść
rosyjskiego pomocnika sądowego, który po skończonej sesji, kiedy sędzia pisze
pośpiesznie protokół, a wszyscy inni czekają niecierpliwie na obiad, zaczyna
półgłosem opowiadać o rozkoszach, czekających ich przy stole. O przystawkach,
zakrapianych wódką, o zupach, rybach, a wszystko to w oczekiwaniu na danie
główne – pieczyste.
Słuchającym ślinka leci,
sędzia psuje kolejnych sześć arkuszy, nie mogąc skupić się na sądowych
niuansach. No, bo jak tu myśleć o prawniczych terminach, skoro kusiciel szepce,
niby to na boku:
"No więc, a
zakąsić, panie Grzegorzu, serdeńko, trzeba także znając się na rzeczy. Trzeba
wiedzieć, czym zakąsić. Najlepsza zakąska, jeśli chce pan wiedzieć, to śledź.
Zjadł pan dzwonko z cebulką, w musztardowym sosie, natychmiast, dobrodzieju ty
mój, dopóki czuje pan jeszcze iskry w swym łonie, spożywaj pan kawior sam albo,
jeżeli pan woli z cytrynką, potem zwykłą rzodkieweczkę z solą, potem znowu
śledzika, ale już najlepiej dobrodzieju, rydzyków solonych, posiekanych
drobniutko na ikrę i przyprawionych, rozumie pan, cebulką i oliwą
prowansalską.... Delicje! Aliści wątróbka miętusa - to dopiero poemat!"
Wydaje mi się, że w „Syrenie”
Czechow (1860-1904) wytyczył na długie lata styl pisania o kulinariach. U
schyłku XIX wieku temat zaczął być „trendy”, a on nader sugestywnie go
przedstawiał. No i jeśli chcemy znać kwintesencję kuchni rosyjskiej – to warto
sięgnąć po „Syrenę”.
Czytałam! :)
OdpowiedzUsuńSzanowny pan sekretarz swymi opowieściami, niczym mityczna syrena śpiewem, tak zwodził, niepokoił i kusił, że wszystkich na manowce zwiódł, roboty nie skończyli, a prokurator cierpiący na katar żołądka zapewne zdrowie narazi ;)