czwartek, 14 marca 2013

Sarah Addison Allen, Słodki świat Julii


Autor: Sarah Addison Allen
Tytuł: Słodki świat Julii
Seria: Zaczytaj się
Wydawnictwo: ZNAK
Miejsce i rok wydania: Kraków 2012
Ilość stron: 318
Wersja kieszonkowa


Zdjęcie pochodzi z tej strony.

   
     W pierwszych chwilach z książką poczułam się mocno skonsternowana. Nastawiłam się na słodką bajeczkę o nieszczęśliwej miłości Julii i jej spektakularnym happy endem. Jednak pierwsze kartki książki wprowadziły pewien chaos. Kim do diabła była Emily pojawiająca się już na pierwszej stronie??? Szybko jednak przewartościowałam swoje oczekiwania i było coraz lepiej. Moje wymagania nie były wygórowane, ale...
     Emily to córka Dulcie - "gwiazdy" czasów szkolnych w małej miejscowości Mullaby. Po śmierci matki przenosi się do ojca kobiety, swojego dziadka, o którym istnieniu nie miała wcześniej pojęcia. Julia to sąsiadka Vanca. Kobieta "po przejściach". Teraz jako dojrzała kobieta postępuje ostrożnie. Wróciła do rodzinnego miasteczka tylko po to, by spłacić długi zmarłego ojca. Nie zamierza wracać tu na stałe. Z miejscem tym kojarzą jej się bardzo złe wspomnienia. Gdy była młodą dziewczyną nie potrafiła odnaleźć się po śmierci matki. Powstałej w ten sposób pustki nie potrafiła wypełnić jej macocha Beverly oraz coraz bardziej dystansujący się ojciec. Dziewczyna by zwrócić na siebie uwagę buntowała się zarówno wyglądem, jak i zachowaniem. Taki stan rzeczy nie ułatwiał jej kontaktów z rówieśnikami. Zwłaszcza z jednym - Sawyerze - w którym była potajemnie zakochana. Aż do pewnej nocy, gdy zmuszona do wyjazdu do szkoły z internatem zrozpaczona uciekła na szkolne boisko, by posiedzieć w ciszy w swym ulubionym miejscu na trybunach...
     Z całą pewnością książka nie przypomina słodkiej bajeczki, choć jednak kończy się happy endem (i to potrójnym). Najlepiej czytało mi się środek książki, gdy poznałam przeszłość Julii, "zobaczyłam" jak Emily próbuje wpasować się w społeczność Mullaby. Jednocześnie drażniły mnie tu podchody Julii i Sawyera, lecz tajemniczość miasteczka i sekrety jego mieszkańców wyciągnęły znów powieść na "plus". Takie huśtawki odczuć i doznań towarzyszyły mi właściwie przy całej treści. Momentami nie potrafiłam oderwać się od książki, to znów miałam ochotę rzucić nią w kąt, lecz ostatecznie znów powracałam zachęcona chęcią poznania zakończenia historii. Zakończenie... hmmm... mocno przesłodzone. Jak dla mnie za dużo lukru! Poza tym pomijając paranormalne zjawiska dotyczące poświaty, tapety czy choćby suszarki to zdarzenia, które miały być prawdziwe i rzeczywiste także były przerysowane i naciągane. Trudno to wyjaśnić nie zdradzając szczegółów z życia bohaterów i zakończenia.
    Nawet nie wiem czy książka mi się podobała. Książkę czytało się dobrze, ale autorka przesadziła z wątkami, magią i finałem historii. A wątek pieczenia i cudowne właściwości zapachu towarzyszącego pieczeniu ciast wydaje mi się wciśnięty na siłę.

   Sądziłam, że w książce pojawi się więcej informacji na temat kulinariów. Wzmianki o magicznym działaniu zapachu ciasta, który sprowadza bliskich do domu, czy tradycje związane z barbecue to za mało. Przyznaję - czasem ciekła mi ślinka, zwłaszcza gdy Julia wypisywała na tablicy nazwy ciast dnia, czy podczas festynu barbecue, gdy niemal czułam zapach pieczonego mięsa. Z powodzeniem można to było rozwinąć lub zamieścić kilka przepisów na wymienione smakołyki.

1 komentarz: