środa, 4 stycznia 2017

Anioł do wynajęcia



Książki Magdaleny Kordel są moją ucieczką od trosk i codziennych problemów. Przymykam oko na bajkowość niektórych sytuacji, a delektuję się ich ciepłem, optymizmem, chociaż nie jest też tak, że bohaterowie tych historii nie wiedzą, co to ból, krzywda i niesprawiedliwość.

Anioł do wynajęcia to opowieść o kilku osobach, które prosząc o świąteczny cud, dostają go, chociaż w pierwszej chwili wydaje im się, że dostali coś zupełnie innego niż poprosili.

Michalina, która utraciła wiarę w innych ludzi, w skutek dramatycznych wydarzeń i niefortunnych decyzji, szuka bezpiecznego kąta, w którym mogłaby przetrwać noc.

Petronela, samotna, charakterna starsza pani - moja ulubiona bohaterka tej książki.

Gabrysia - kwiaciarka, która ma nam do opowiedzenia wyjątkową historię ze swojego dzieciństwa, w której główną rolę odgrywają figurki z drewnianej szopki.

Drogi tych trzech kobiet w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami i różnymi problemami, splotą się ze sobą na początku grudnia. Każda z nich ma innym coś do ofiarowania i każda może tylko zyskać na tej transakcji.

Anioł do wynajęcia jest zimową opowieścią o magii Świąt, tej opierającej się na dzieleniu się z innymi i czynieniu dobra, a nie płynącej z czarów. Jest jak kubek gorącego kakao z piankami (i nie narzekajcie, że to za słodkie! 😉), który choć na chwilę daje nam poczucie, że wszystko będzie dobrze. W historii Michaliny odnajdziecie alegorię wędrowca szukającego schronienia, na którego podobno wszyscy czekamy w wigilijny wieczór, ale też echa ukochanych baśni - Dziewczynki z zapałkami, czy Kopciuszka (który ma złośliwą macochę, ale za to zamiast wrednych sióstr - ukochanego przyrodniego braciszka).

Na końcu książki autorka zamieściła kilka przepisów na świąteczne potrawy, które pojawiają się w powieści - makowiec, makowe strucle, piernik i pierniczki, kutia, śledzie w sosie curry i zupa rybna. My wypróbowaliśmy szybki przepis na pachnące pierniczki.


I tylko dzięki moim (nie)umiejętnościom kulinarnym, a nie przepisowi, ciasteczka prezentowały się tak:


Zamiast wyglądać jak cudne wypieki mojej Chrzestnej:


Niezależnie jednak od wyglądu, jedne i drugie pierniczki pozostały już tylko świątecznym wspomnieniem ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz