Skusiłam się
na „Foodie w wielkim mieście” (autor: Jessica Tom), bo na okładce był widelec,
smakosz w tytule i ciekawy opis fabuły, która rozgrywa się w nowojorskich
restauracjach pierwszogwiazdkowych:
Mamy znanego
krytyka, który jest wyrocznią oceniającą kuchnię w NY, mamy studentkę, która
zaczyna razem z nim odwiedzać restauracje i przekazywać mu swoje opinie o
potrawach, bo krytyk stracił smak, mamy nadmiar intryg i zawirowań uczuciowych,
mamy trochę fajnych opisów podawanych potraw, mamy trochę luksusowych ciuszków
dla biednego Kopciuszka.
Oczywiście
tytuł nasuwał skojarzenia z filmem „Seks w wielkim mieście”, ale to mogło być
ciekawe, pomyślałam. Trochę tego wielkiego świata, tym razem kulinarnego, czemu
nie?
W miarę
czytania, skojarzeń było coraz więcej, i coraz bardziej przestały mi się
podobać. Fabuła została wymyślona według schematu książki „Diabeł ubiera się u
Prady”, ale tam bohaterka budziła sympatię i nie kłamała na każdym kroku, nie
prowadziła niezbyt czystych gierek. Tu bohaterka nie przejmuje się grą fair
play. Dlatego jej nie polubiłam. I nic nie pomogło, że na końcu odkręca
wszystko, co zamotała.
Sam tytuł
książki też pozostawia wiele do życzenia, bo nie jest tłumaczeniem dosłownym i
zupełnie nie wiadomo dlaczego część tytułu pojawia się po polsku, część po
angielsku, skoro żadne z użytych słów nie znajduje się w tytule angielskim.
Angielski tytuł jest raczej wulgarny („Food Whore” ), więc pewnie dlatego
wymyślono inny, ze słowem „foodie”, które oznacza smakosza, ale tłumacz podaje
nam jeszcze inne jego znaczenie: człowiek, który dla jedzenia zrobiłby
wszystko.
Jeśli chodzi
o moją opinię o tej książce, to jestem na: NIE.
Książka
została wydana w USA w 2015 roku, od razu z prawem do nakręcenia filmu, które
zostało zakupione przez Harper Collins; pewnie niedługo się pojawi na ekranach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz