Dzieje losów Rosjanki z
Leningradu, Tatiany, i jej ukochanego Aleksandra Barringtona, Amerykanina,
opisane w trylogii Paulliny Simons („Jeździec miedziany”, Tatiana i
Aleksander”, „Ogród letni”), niewiele właściwie mają wspólnego z kuchnią. Bo
przecież akcja dzieje się w czasie II wojny światowej i cudem właściwie udaje
się Tatianie nie umrzeć po prostu z głodu, zwłaszcza w czasie długich miesięcy
oblężenia Leningradu.
Ale w czasie swoistej „przerwy
na życie”, kiedy Aleksander odnalazł Tatianę w jej rodzinnej wsi, gdzie
żywności było ciut, ciut więcej, ona gotuje mu wszelkie możliwe przysmaki.
A długo, długo później, kiedy już
skończyła się wojna i nasi bohaterowie zaczynają się aklimatyzować w USA,
ciągle walcząc o poczucie bezpieczeństwa i próbując zapomnieć o traumie wojny –
Tatiana rozpieszcza męża i syna obiadami i ciasteczkami. Kiedy zaś nadchodzą
ważne, przełomowe momenty w ich życiu – Tatiana przygotowuje specjalne
przyjęcia, w czasie których podaje ulubione dania Aleksandra. Jednym z takich kultowych
u nich dań są blincziki – rodzaj
naleśników z mięsnym nadzieniem. To
bardzo piękna, rodzinna tradycja, mieć taką potrawę na domowe święto.
Z tego, co pisała już tutaj "Mania czytania" wiem, przepis na blinczyki
jest w książce P. Simons, „Przepisy Tatiany”, wydanej po opublikowaniu całej
trylogii.
Natomiast w samej trylogii
jest w zasadzie zamieszczony tylko jeden cały, dość dokładny przepis, na ciasteczka
owsiane, których wykonanie pokazuje Tatiana synowym i wnuczkom. Dużo, dużo
stron trzeba przeczytać, żeby do niego dotrzeć, bo przepis znajduje się niemal
na końcu tomu trzeciego, w „Ogrodzie letnim”.
A robi się je tak:
Pół szklanki masła, 2 szklanki
cukru i pół szklanki mleka gotować aż masa się zagotuje, mieszając.
Dodać 3 szklanki płatków
owsianych, szklankę kakao i pół szklanki wiórków kokosowych (lub orzechów, ale
Aleksander lubił ciasteczka z wiórkami, więc takie Tania robiła). Gotować
jeszcze przez minutę, mieszając, po czym zdjąć garnek z ognia i wykładać masę
łyżką na folię aluminiową lub pergamin.
Są gotowe, gdy wystygną (ale
dziewczynki z rodziny Barringtonów nigdy nie czekały tak długo! Ciasteczka
znikały natychmiast).
Na uwagę zasługują również
wątki polskie z trylogii: Aleksander
wraz z Armią Czerwoną przemierzył całą Polskę w poprzek; zwłaszcza Kielecczyzna
i Góry Świętokrzyskie są w książce miejscami szczególnymi. Aczkolwiek trochę, niestety, jest tu nieścisłości.
Dowiadujemy się, że białą sukienkę w czerwone róże, tak bardzo kochaną przez
Tatianę i tak pieczołowicie przechowywaną przez Aleksandra, przywiózł jej
ojciec z Polski, z miasteczka Święty Krzyż.
Otóż Święty Krzyż jest
właściwie szczytem górskim (inaczej: Łysa Góra) i nazwą opactwa
benedyktyńskiego tam ulokowanego; choć od biedy, można mówić i o miasteczku, bo
Święty Krzyż wchodzi w skład miejscowości Nowa Słupia. Ale już na pewno nie
mógł ojciec obserwować przepływających tam rzeką łodzi. Przez Nową Słupię nie
przepływa żadna rzeka.
Ale piękną sukienkę na
jarmarku świętokrzyskim spokojnie mógł kupić.
I to tu, w Górach
Świętokrzyskich Aleksander znalazł Paszę, brata Tatiany, choć okoliczności
spotkania i późniejsze wydarzenia były naprawdę dramatyczne.
Czy polecam do przeczytania tę
trylogię?
Zdecydowanie tak, jest
niesamowita w zaskakujących zwrotach akcji, nieprawdopodobnych wręcz
zdarzeniach, skomplikowanej siatce uczuć i powiązań między bohaterami. I przez
te wszystkie lata i zdarzenia trwała niezmiennie miłość Tatiany i Aleksandra,
pozwalając im przeżyć wszystkie przeciwności i zło. Choć warto tu jeszcze zaznaczyć
– bo nie każdemu może się to podobać – że książka pełna jest opisów miłości
fizycznej małżonków, Tani i Szury.
Trylogii jeszcze nie znam, ale z przyjemnością się z nią zapoznam jeśli tylko będę miała ku temu okazje ;)
OdpowiedzUsuń