Bierzesz życiorys sławnego kucharza, bierzesz wydane przez niego książki kulinarne i zaczynasz snuć opowieść, przeplatając fikcję z faktami, oprawiasz ją w formę modnej w twoich czasach narracji - i masz szansę na bestseller na księgarskim rynku.
Czy tak się stało w przypadku opowieści o francuskim kucharzu Auguście Escoffier?
Myślę, że książka amerykańskiej pisarki N.M. Kelby zasługuje, by znaleźć się w biblioteczce każdego smakosza.
Co prawda irytuje mnie tak modna obecnie maniera snucia opowieści w formie równoległej naprzemiennej narracji z różnych czasów życia bohatera, ale sugestywne opowieści o tym, jak Escoffier tworzył swe przepisy, rekompensują wszystko.
Jego życie - wydawać by się mogło, że tak pełne sławy, usłane różami - a było pełne intensywnej pracy, cierpienia, pogmatwane uczuciowo....
A jego kuchnia - o! był nie tylko perfekcyjnym kucharzem - rzemieślnikiem; był artystą. I to N.M. Kelby pięknie umiała pokazać.
Bardzo poruszył mnie wątek, przewijający się przez całą książkę: wielkiego pragnienia jego żony Delfiny, aby mąż stworzył i zadedykował jakąś potrawę specjalnie dla niej, tak jak to zrobił choćby dla śpiewaczki operowej, Melby. Dlaczego tak się nie stało? dlaczego nie ma potrawy Madame Escoffier? Bardzo pięknie autorka rozegrała ten wątek; może rzeczywiście tak było, jak to opisała. Nie chciałabym nikomu psuć przyjemności czytania, więc tylko tyle o tym.
A jak z przepisami?
Nie ma dokładnych receptur, ale jest tak jak lubię - każdy przepis, który się pojawia, jest jak historia, która zdarzyła się w konkretnej kuchni, konkretnym osobom, w konkretnej sytuacji. A ponieważ opisywane potrawy są sławne, można się pokusić o ich przyrządzenie, włożywszy tylko nieco trudu w ich odnalezienie w kulinarnej literaturze.
Zapraszam do lektury!
Negresca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz