Strony

poniedziałek, 3 października 2016

Świnia w Prowansji



Są takie książki, które zawsze wzbudzą zainteresowanie. Wystarczy, że w tytule pojawi się magiczne słowo: Toskania czy też Prowansja. Te miejsca są ostatnio bardzo popularnym celem wakacyjnych wyjazdów i zorganizowanych wycieczek. Kulinarnie te tereny są również bardzo atrakcyjne.
Więc czy trzeba się dziwić, że sięgnęłam po tę książkę? Zwłaszcza, że trafiłam na nią w wyprzedażowym koszu?
Oto „Świnia w Prowansji. Dobre jedzenie i proste przyjemności w południowej Francji” autorstwa Amerykanki, Georgeanne Brennan.


 (książka leży na rękawicach kuchennych przywiezionych parę lat temu z Prowansji)


Aczkolwiek trzeba przyznać, że tytuł nie brzmi dla Polaka najlepiej; słowo: świnia niesie trochę pejoratywnych skojarzeń. Cóż, jest to dosłowne tłumaczenie z języka angielskiego.
Książkę dobrze się czytało, choć trzeba od razu zaznaczyć, że pokazano nam Prowansję, która dziś już nie istnieje. Autorka zamieszkała tam w latach 70-tych, a samą książkę o tym wydała dopiero w roku 2007 (polskie tłumaczenie ukazało się w 2010 roku). Jeden z domów, w których zamieszkała we Francji, był bez kanalizacji i bez światła. Żyli tam wówczas ludzie, którzy prowadzili tradycyjne, samowystarczalne niemal gospodarstwa, wielu z nich pamiętało II wojnę światową. Gotowanie było rzetelne i bez półproduktowych skrótów. Zajmowało dużo czasu.
Może dlatego ta książka jest taka ciekawa?
Przepisy kulinarne tam zamieszczone są dobre. Wypróbowałam soup au pistou – wyszła świetnie.
Znajdziemy tam jeszcze: sałatkę z koziego sera z grzankami, duszoną karkówkę z musztardą i kaparami, kurczaka nacieranego jałowcem i nadziewanego grzybami, bouillabaisse w stylu tulońskim, aioli, udziec jagnięcy z ziołami prowansalskimi i tartę z pomidorami.
Czasami opowieści w książce są nieco szokujące, na przykład: rozdział poświęcony ubojowi świń w wiosce jest bardzo sugestywny (choć nie drastyczny). Cóż, to po prostu samo życie,

A na zachętę przepis na soup au pistou z tej książki:
 Składniki zupy:
Półlitrowy garnuszek świeżej fasoli typu Jaś
2 garście zielonej fasoli szparagowej
(we Francji można bez problemu kupić cieniutką delikatną zieloną fasolkę szparagową, u nas o to trudniej, ale bywa na targach, a Lidl miewa ją w postaci mrożonek)
1 marchewka
1 duży ziemniak
1 cebula
2 małe cukinie
Garść makaronu (połamanego spaghetti lub nitki)
Gałązka świeżego tymianku
Liść laurowy
Szczypta ziół prowansalskich, sól, pieprz
Do dużego szerokiego rondla wlewamy 2 litry wody, lekko solimy i kolejno wrzucamy Jarzyny: fasole Jaś, pokrojoną na kawałki fasolkę szparagową, pokrojone w kostkę: ziemniaki, cukinie, cebule i marchew. Dodajemy gałązkę świeżego tymianku, liść laurowy, a kiedy już zupa się zagotuje dodajemy pieprz i zioła prowansalskie. Gotujemy na wolnym ogniu aż warzywa zmiękną. Wtedy dodajemy makaron i gotujemy aż i on będzie miękki.
I to jest koniec I etapu gotowania zupy. Na tym etapie jest ona smaczną fasolówką, ale dość przeciętną; właściwie to wymagałaby doprawienia, ale nie należy tego robić. Bo teraz nadszedł czas zrobienia pistou i dodania go do zupy.
Właśnie pistou decyduje o smaku i wyjątkowości tej zupy.
 Składniki na pistou
3 ząbki czosnku
Szczypta soli
Garść listków bazylii
Oliwa extra vergin
Czosnek grubo siekamy i wraz ze szczyptą soli wrzucamy do moździerza i rozcieramy na gęstą papkę. Dorzucamy listki bazylii i dalej ucieramy. Kiedy masa będzie już w miarę jednolita, zaczynamy dodawać po troszku oliwę, cały czas ucierając. Powstaje nam zielony sos o konsystencji majonezu, który dodajemy do gotowej zupy.
Czosnek powoduje, że pistou jest bardzo ostre, więc dodając go do zupy należy uważać; lepiej dodać mniej i postawić miseczkę z pistou na stole, żeby każdy mógł doprawić zupę według swego uznania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz