Na moim kulinarnym regale pojawiła się nowa książka: Kuchnia
duchów – autorstwa Jael McHenry (amerykańskiej blogerki –
www.simmerblog.typepad.com – ale wpisy skończyły się na tam początku 2012
roku).
Sama nie wiem, czy chciałabym polecać tę książkę.
Powie mi więc ktoś: nie wiesz – to nie pisz! Niby logiczne.
Ale jednak nie zgadzam się z takim podejściem. Przeczytałam, to powiem, co
myślę. W końcu nie muszę być pewna, nie muszę być na „tak” albo na „nie”.
A więc książkę czytałam z zainteresowaniem i chwilami ze
wzruszeniem; ewidentnie wciągała w swój nurt, i od początku sympatyzowało się z
bohaterką. Jednak pomysł „kulinarny” był
dość karkołomny. No bo pomyślcie: naszą Ginny, mającą zresztą problemy
psychiczne (odmiana autyzmu), odwiedzają duchy zmarłych, kiedy gotuje ich
potrawy, z przepisu spisanego przez nich własnoręcznie kiedyś tam. I przekonuje
się nas, że to naprawdę prawda.
Trochę naciągane, myślę. Jednak pomysł na
„około kulinarną” książkę był ciekawy. Bo przecież potrawa – jej smak, zapach,
wygląd, sposób przygotowania – jak najbardziej mógł przywoływać wspomnienie
tych co odeszli. Ale jednak TYLKO wspomnienie.
A prezentowane tu potrawy? Nie
one są najważniejsze. Krzątanina w
kuchni jest terapią, pomaga bohaterce przystosować się do życia w
społeczeństwie. Niektóre przepisy są banalne: jajko na twardo, omlet, czy
gorąca czekolada. Zainteresował mnie
właściwie jeden przepis: na toskańską zupę ribollitę. Przepis na nią pochodzi
od włoskiej niani bohaterki. Chyba jednak bardzo zamerykanizowana była ta
niania, bo nie przejmuje się zbytnio oryginałem przepisu i zamiast obowiązkowej
czarnej kapusty - używa do gotowania tej
zupy jarmużu. Na szczęście przepis na ribollitę pojawia się raz jeszcze na
końcu książki, tym razem zgodny z toskańskim kanonem, a wypracowany jest przez
samą Ginny, która spisała efekt swoich prób i przestudiowanej literatury
przedmiotu. Popatrzcie:
„Ribollita Ginny
4 ząbki czosnku, 4 szalotki pokrojone w plasterki, pół
szklanki ugotowanej białej fasoli, pół szklanki ugotowanej cieciorki, puszka
pomidorów w zalewie, bulion z kurczaka, ¼ główki kapusty pokrojonej w paski,
1-2 łyżki świeżego oregano, 2 szklanki pokrojonego w kostkę chleba, oliwa z
oliwek, pół szklanki parmezanu, sól, czarny pieprz.
Czosnek na dnie płytkiego rondla już się złoci. Muszę
działać zanim się zrumieni. Wlewam bulion, dodaję szalotki i posiekane oregano,
zwiększam płomień. Tak jak być powinno. Wszystko po kolei. Pieprz, dwa rodzaje
ugotowanej na miękko fasoli. Pomidory. Na końcu pokrojoną w paski kapustę.
Przykrywam rondel, chroniąc zawartość przed wyparowaniem i pozwalam zmieszać
się smakom.
Na osobnej patelni
ostrożnie opiekam na oliwie kostki chleba, obracając je na wszystkie
strony, potem wykładam na papierowy ręcznik do wystygnięcia. Tuż przed podaniem
mojej ribollity dodam tarty parmezan, a na wierzchu ułożę grzanki. Od grudnia
przeczytałam i wypróbowałam kilkanaście różnych przepisów na ribollitę, ale to
jest moja ulubiona wersja. Stosuję składniki i proporcje, jakie lubię. Efekt
finalny jest dziełem jednej osoby. Trochę w nim Nonny, trochę innych osób,
których w ogóle nie znam. I w końcu trochę Ginny.”
Myślę, że przepis wart jest wypróbowania. Zrobiłam go, ale –
podobnie jak Ginny - też „po swojemu”. Dodałam łodygę selera naciowego, oregano
miałam tylko suszone, a zalewałam warzywa wodą spod gotowania fasoli, nie
bulionem. I połowę fasoli zmiksowałam. I sprawa podania. Istotą ribollity jest
odgrzewanie, ono decyduje o smaku. Więc w pierwszy dzień po ugotowaniu dodałam
do zupy grzanki i zostawiłam na noc. Dopiero na drugi dzień, po odgrzaniu,
jadłyśmy z mamą tę zupę. Wyszło świetnie i smacznie, nawet mama, która jest
dość tradycyjna, nie marudziła, tylko wsuwała ją ze smakiem.
Czytając tę książkę, pomyślałam sobie jeszcze, że –
aczkolwiek to absurdalne – ale mnie łatwo byłoby przywołać „na przepis”, bo
zupełnie sporo mam w swoim zeszycie kulinarnym przepisów spisanych
własnoręcznie:) mam też własnoręczne przepisy mamy, siostry, koleżanek. Myślę,
że czas zgromadzić je w jednym miejscu i
założyć specjalny zeszyt domowych przepisów.
Zupa brzmi zachęcająco i w wersji oryginalnej i zmienionej ;) Aczkowliek ja nie przepadam za tego typu ksiązkami to zupę chętnie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuń